6 września 2015

O byle cień

CZASEM O BYLE CIEŃ 
CZŁOWIEK MA ŻAL DO CZŁOWIEKA, 
A ŻYCIE JAK OSIOŁ UCIEKA.
K.I.Gałczyński

Przeczytałam te słowa jakiś czas temu.
Niesamowicie się we mnie wryły, bo ja tak strasznie nie chcę niczego w życiu przeoczyć, przegapić...


Byłam o krok.
Bo się obraziłam. 
Bo ktoś coś o mnie, nie przy mnie powiedział.
Bo bardzo nie zgadzam się z tym co powiedział. 
Bo postanowiłam, że ja mu pokażę!
Jak dziecko, które chce ukarać dorosłego bo nie zje czegoś, albo gdzieś nie pójdzie a doskonale wie, że samo straci najwięcej i najbardziej ucierpi.

Do ostatniej chwili myślałam, tłumaczyłam sobie...

Oj wiele bym straciła. Wiele.
A wszystko przez mój upór i odziedziczone zawzięcie.
Bo koleżance to bym powiedziała słów kilka, dosadnie oddających klimat moich myśli. Byłoby rwanie włosów, płacz, kieliszek i zgoda.
A tu?
Kiedyś zazdrościłam niektórym znajomym, że mają luźny kontakt z rodzicami. Że rozmowy o wszystkim bez skrępowania i bez stresu. Że co by się nie wydarzyło to do rodziców pierwszych jak w dym leciał... 
Nie dostrzegałam wtedy co w tej relacji było złego i niebezpiecznego.
Kłótnie.
Ta relacja dawała obu stronom (a przynajmniej dziecku) przyzwolenie na powiedzenie o tych kilka słów za dużo. Zacierała granice, która wyznaczała "start dla szacunku". Granice, za którą powinna być cisza, ugryzienie się w język, łzy, najwyżej trzaśnięcie drzwiami...

Jak często żałujemy słów wypowiedzianych w silnych emocjach?
Jak bardzo zmienia się nasze spojrzenie na tę samą sprawę po kilku głębszych oddechach, po kilku godzinach, po przespanej nocy?

Słów wypowiedzianych nie cofniemy. 
Tego co czuje osoba, do której je wypowiadamy nie wymażemy. 

A do rodziców, przykre słowa własnych dzieci docierają mocniej. Uderzają zostawiając ślad. 

Kiedy byłam dzieckiem uczono mnie szacunku. Miałam szanować rodziców i dorosłych. Wtedy wiedziałam, że tak ma być i już.

A dziś rozumiem.

Dziś sama jestem Matką i nie chcę budować ze swoim dzieckiem relacji jakiej zazdrościłam kiedyś swoim kolegom.
Dziś jestem Rodzicem, który przez wiele nocy czuwał przy łóżeczku swojego przeziębionego dziecka nasłuchując czy oddycha. Tak jak kiedyś czuwano przy moim.
Jestem Dzieckiem, które Tata zabierał w soboty na piesze wycieczki pokazując parki, pomniki, opowiadając o historii...Dzieckiem, które nie dawało mu spać po przepracowanej nocy, bo nie lubiło kiedy ktoś spał, a ono samo nie. Ot tak. 
A Tata mój nigdy się za to nie zdenerwował. Teraz nawet z tego żartuje.

Jestem wdzięczna za dzieciństwo jakie stworzyli mi rodzice. Rozumiem już... 
Ten szacunek im się zwyczajnie należał.

Nie opiekujemy się dziećmi i nie zapewniamy im tego co najlepsze, licząc na wynagrodzenie w latach późniejszych. A przynajmniej nie powinno tak być.
Mamy dzieci bo chcemy. 
Dla siebie i dla świata. 
Nie dla nich samych. One przecież się nie prosiły.
I uważam, że nauczenie szacunku do rodziców to podstawa wspólnej relacji. Nigdy nie wiadomo czy się uda. Nie wiemy jakie będzie nasze dziecko, kiedy dorośnie. Ale jeśli nie chcemy za 50 lat usiąść w fotelu i wspominać bolących, przykrych słów, które padły z ust naszego umiłowanego Dziecka to egzekwowanie szacunku jest niezmiernie ważne. 
To samo w drugą stronę. 
Jako rodzice nie możemy wszystkiego dzieciom mówić. Nie mamy prawa obarczać ich problemami dorosłych, ranić ich słowem i słowem żadnym zaniżać poczucia ich własnej wartości, ośmieszać. 
Mamy im przekazywać najcenniejsze wartości. Uczyć co należy, a czego nie można.

Wszystko należy wyważyć. Dziecko musi mieć pewność, że może z każdym problemem przyjść do Rodziców. Że nie zostanie wyśmiane a problem zbagatelizowany. 
Ale musi też wiedzieć, że Rodzic nie jest i nie będzie jego kolegą z podwórka, którego może obrażać, przeklinać czy nie daj Bóg podnieść na niego rękę a po kilku dniach czy nawet godzinach, przeproszą się i zapomniane.

Niesamowicie rozwinęłam temat a chciałam jedynie napisać, że dzięki temu, że tak właśnie wychowano mnie, nie wypomniałam niczego osobie, która powiedziała to coś o mnie, nie przy mnie. A po dniach kilku nawet nie miałam ochoty mówić na ten temat czegokolwiek. Temat jakby zupełnie błahy się zrobił. 

I dzięki tej mądrości i umiejętności (nie będę kryła-ciągle ćwiczę zagryzać zęby) nie straciłam takiego widoku




I zobaczyłam jaka niesamowita więź łączy mojego Syna z dziadkami.

I uświadomiłam sobie, że dołączyłam do rodziny, w której najważniejsze to być razem. W której zawsze znajdzie się na to czas i chęć. Dla której zdanie "oby zdrowie było a resztę się jakoś poskłada" jest mottem a nie pustym frazesem. Żyją według niego i ja też żyć bym tak chciała.
Zdobyłam dzięki nim bezcenne wspomnienia i bardzo cenna wiedzę...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz