4 stycznia 2017

rodzicielstwo znów będzie piękne i spokojne. zacznij dziś. myśleć

Jakie to szczęście, że wszystko w którymś momencie osiąga swój szczyt i zaczyna zawracać... 
Żyjemy w czasach, w których jak jakiś uczony profesor czegoś nie napisze, nie potwierdzi to my nie zrobimy. I na odwrót. Jak napisze to nie myślimy tylko robimy, dajemy. 

Faszeruje nam się mózgi informacjami, że jak dziecko apetytu nie ma to pomoże syropek. Z cukrem, a jakże. Na wzmocnienie magiczne żelki a na gardło lizak. 
Acha. 
Parodią jest, że taki rodzic co temu wierzy i stosuje,  nie wie czy probiotyki może dziecku dać, czy to bezpieczne. Całkiem blokują nam samodzielne myślenie. A propos probiotykow, zapytałam raz o nie naszego pediatrę. Mówię, że daje, że do tej pory rozpuszczane w napoju, teraz mam tabletki, niech się wypowie... Czego się dowiedziałam? Że probiotyki to przy antybiotyku. Tak sobie to bez sensu. Acha. 
Czyli, że mam się nad tym nie zastanawiać za długo bo jeszcze wymyślę, że nie tylko antybiotyk jelita osłabia ale i choroba sama w sobie. Że choroby od jelit właśnie w większości się zaczynają, że wzmacniać odporność to znaczy wzmacniać jelita i raczej nie sztucznymi barwnikami i aromatami rozpuszczonymi w cukrze, albo na odwrót. 
To jedna sprawa... 
Doszło do tego, że pisać mądre głowy muszą prawdy stare jak świat. Które nasze babki przez pokolenia sobie przekazywany, do czasu aż przyszła jedna z drugą i zakrzyknęła, że dzieci trzeba tre(s-n)ować. Że nie mogą za często się przytulać, bo zaburzają autonomię matki. Że już od pierwszych dni uczyć je należy samodzielności-zasypiania w samotności. Że nie należy na płacz za szybko reagować bo się nauczy i będzie nim później wymuszać wszystko... Mnie krew zalała właśnie, a tylko wymieniłam po krótce... Rozwijać nie będę bo po pierwsze zbyt emocjonalnie się zrobi, nawet jak na mnie, za dużo nerwów mnie to kosztuje, po drugie świetnie opisała to @wymagajace. Nic dodać. Od podlinkowanego wpisu zaczęłam "ją" czytać i bardzo dużo stracicie jeśli i Wy nie zaczniecie.

Pamiętam jak Alek miał około 2lat i super niania miała swoje 5minut, jak pojawiały się zaklinaczki dzieci, trenerki od snu... Pamiętam, że nawet jedną książkę o samodzielnym zasypianiu przeczytałam, nawet coś z niej zastosowałam i to zadziałało ale nie pamiętam co. Myślę, że najbardziej to, że syn miał już 2 lata i zwyczajnie był na to gotowy. Pamiętam, że ta super niania też parę wskazówek podsunęła ale wszystko z głową i umiarem. Nie wiem skąd, może gdzieś przeczytałam, może usłyszałam, że z dziećmi trzeba rozmawiać (czyli już wtedy były dwa fronty w kwestii podejścia do dzieci). Nawet malutkim tłumaczyć i one zrozumieją - zapewniali. I właśnie to do serca najgłębiej wzięłam i choć moi rodzice się śmiali, pukali w głowę, rady swoje dawali, to ja temu dziecku co rok, dwa i trzy miał wszystko jak krowie na rowie,  łopatologicznie i wiecie co? Długo na wyrazy podziwu i szacunku czekać nie musiałam. I zdziwienie ogromne, że malec taki tak wszystko pojmuje. Że awantury w sklepie razu jednego nie miałam, że rękę na mnie podniósł ze dwa razy. Dwulatek. Więcej nigdy. Że mówi tak mądrze... że bystry taki. No samo się nie stało. Jak równego trzeba traktować. Tylko mniej doświadczonego. Do tej pory przykładam uczucia dzieci do swoich... Pisałam dopiero co, że jak w nocy mi niemowlę płacze, znaczy woła mnie, to znak, że mnie potrzebuje. Przecież i starszy w nocy woła, tylko już słowami. A czasem i zapłacze jak złego co się przyśni. Ja idę do męża w środku nocy bo przytulić mi się zachce. Jakbym sama wstać nie mogła to pewnie bym krzyczała, wołała, zupełnie jak ten najmłodszy właśnie. Rozumiesz co mam na myśli? Niemowlę Cię nie wykorzystuje. Nie obmysla godzinami jak by Ci życie uprzykrzyc. Ono żyje tu i teraz. Co dzień nowe rzeczy poznaje, uczy się Ciebie, uczy się otoczenia. Kierują nim instynkty. Nie wyrachowanie. 
A my te instynkty zatracamy przez tych "ekspertów" od dzieci. Jakby to maszyny były a instrukcja z podręcznika. Myślimy, że jak nie przeczytamy setek stron o wychowywaniu, o karaniu i karmieniu to sobie nie poradzimy, to polegniemy. Gówno prawda. Twoje dziecko ma najlepszą mamę jaką mogło mieć. Bez podręczników, bez naukowych wywodów, bez nauki tresury. 
Na szczęście modne się robi rodzicielstwo bliskości. Jeeej, nawet nazwać to trzeba było i książki o tym pisać żeby do ludzi XXI wieku dotarło... Mniejsza. Chodzi o to że znów wyżej od nauki staje natura. 

Nikt nowego nic nie odkrył. Opisał jedynie jak to było przed tymi którym się wydało, że odkryli jak mieć dzieci i po kilku miesiącach odpowiedniej tresury zapomnieć, że ma się dzieci. Napisał wyraźnie, że przytulać należy i dawkować je na żądanie, naukowo opisał jakie korzyści dla organizmu żywego to niesie, jakby ktoś miał wątpliwości to opisał również, że dziecko pływające 9 miesięcy w brzuchu, bujane przy każdym ruchu mamy, do bujania poza brzuchem przyzwyczaić się nie może! No jak?! Następuje raczej długi proces odzwyczajania się od ciągłej obecności mamy, od bujania, kołysania, przytłumionych dźwięków. Dzieciątko zostaje zbombardowane bodzcami. Może czuć się wystraszone, niepewne. Co wtedy robi? No ja bym się poplakala i chciała znaleźć w bezpiecznym miejscu z dala od tego co mnie przeraża. Twoje dziecko też. Nam, dorosłym XXI w trzeba widocznie wszystko na piśmie. No to na szczęście widocznie nurt się zmienia i wychowywanie dzieci znów może być przyjemnością a nie stresującym, poddawanym ocenie na każdym kroku zajęciem. 

Tego na ten nowy rok życzę wszystkim. Żebyscie jak trzeba sięgnęli po książki na temat rodzicielstwa bliskości. Żebyście rozwiali swoje wątpliwości dotyczące wychowywania dzieci. Żebyście czerpali z tego jak najwięcej przyjemności satysfakcji i zadowolenia. Dziecka nie tresujemy. Dziecko pielegnujemy i wspieramy. Czasem warto zerknąć na zwierzęta i przykład wziąć. Wróćmy do natury... Już tak daleko się od niej oddalilismy że chyba czas zawrócić.

Edit:
post pisałam jeszcze przed Nowym Rokiem, zainspirowana wstępem, jaki do swojej książki "Mamo tato co ty na co?" napisał Paweł Zawitkowski
fragment:
"Dlaczego tak trudno jest czasem postępować z naszymi dziećmi w sposób oczywisty, prosty, instynktowny? Dlaczego tak trudno jest zrozumieć własne dziecko? To co naturalne, instynktowne, tak usilnie jest zasłaniane, zapomniane, ignorowane przez nas samych, ale przede wszystkim przez otaczający nas świat. Świat pełen dobrych rad. Świat, który próbuje nam wmówić, że by być dobrymi rodzicami, musimy się wyedukować i poznać kilkadziesiąt tomów wiedzy z każdej dziedziny. A zza tych tomów coraz mniej widać osoby, konkretnego człowieka, rodzica, który ma swoje kompetencje, pragnienia, potrzeby, w końcu instynkt i intuicję. Który ma prawo do swoich własnych błędów, potknięć, przemyśleń. Który nie musi uczyć się dziecka, tłumacząc jego sygnały opracowanymi naukowo argumentami. Wystarczy, że zamknie oczy, poczuje ciepło i drżenie serca swego maleństwa, i już wie więcej niż wszyscy specjaliści razem wzięci. Ze świecą szukać mamy, która, gdy razem z tatą głaszczą rosnący jak na drożdżach brzuch - ten widomy znak cudu, potrafi - gdy ktoś dzwoni - powiedzieć do słuchawki "Nie mam czasu, jestem w ciąży" :-) "

nie po drodze mi było jednak wcześniej go opublikować, a dziś rano wzięłam do ręki książkę, która skusiła mnie (jako jedna z...)na poświątecznych wyprzedażach i znów, już na wstępie gęba mi się uśmiecha bo jakby z głowy mojej. Ciekawa jestem ile razy będę potwierdzająco kręcić głową w trakcie jej czytania. No to też polecam. Jak się okazuje, zwyczajnie podążając za intuicją, wychowuję chłopaków stosując rodzicielstwo bliskości.
"Księga rodzicielstwa bliskości" William Sears, Martha Sears
fragment:
"Prawdę mówiąc, rodzicielstwo bliskości to coś, co większość rodziców i tak by stosowała, gdyby tylko mieli śmiałość i należne wsparcie w podążaniu za własną intuicją. W pewnym sensie ta książka jest naszą próbą zwrócenia rodzicom możliwości instynktownego, zaangażowanego sposobu zajmowania się dziećmi, którego pozbawiły ich dekady porad zalecających rodzicielski dystans."