Wcale nie trzeba osobiście i bardzo długo kogoś znać, żeby się o Niego martwić i na wieść o tym, że dopadła Go choroba czy niemoc jakaś, modlić się pół nocy, za to zdrowie jedno, konkretne. Żeby myśleć dzień cały co u Niej, czy lepiej. Jak sobie radzi dziś z życiem.
Można pokochać kogoś najszczerzej, tak bez oceniania na podstawie pierwszego wrażenia. Bez tego osądu co oczami się wydaje już po pierwszych sekundach.
Za to na podstawie tego co ma głowie. Tego o czym i jak pisze. Na podstawie znajomości Jej stosunku do życia. Przedstawianych przez Nią wartości.
Oczywiście, że napisać można wszystko. Można maskę nałożyć i udawać przed światem. Ale jak długo tak się da? Czy nie wyjdzie w końcu szydło z worka? Czy człowiek nie machnie ręką na to ciągłe rozważanie czy teraz pisze spójnie z tym poprzednim? Kiedy ktoś pisze przez lata całe (!) o tym co dla Niego ważne, odkrywa słabostki i przyznaje do błędów, ludzkich jakże...to ja mu wierzę. I zaczynam myśleć o Nim jak o przyjacielu najdroższym. Zaczynam martwić się o dzień Jego, los i humor. Bo to jakby przegadać z tym Człowiekiem noce całe. Bez przerywania, wchodzenia w słowo. Pozwalać myśli kończyć i samemu móc się nad nimi zatrzymać bez niezręcznej ciszy.
A co ja będę... Człowiekiem takim dla mnie jest Julia. Czytam ją niemal od początku Jej pisania. Niesamowicie bliska mi się stała, mentalnie tak, bo nie znamy się osobiście wcale. I pewnie nie poznamy, ale tak też jest dobrze.
Mądra dziewczyna z Niej. Potrafi przemówić do rozumu. Nie ukrywa, że to co pisze i nad czym mędrkuje to do zapamiętania również dla Niej samej. Bo wiedzieć i robić to odległe bieguny. Ale jak już się wie to połowa sukcesu. I jeśli polowa z czytelników odkryje w Jej pisaniu nową dla siebie prawdę, to duża szansa, że większość z nich zechce wprowadzić ją w życie i świat będzie się stawał piękniejszy. A tego chcemy przecież wszyscy.
No i wiecie...Ona teraz marzenie swoje spełniła. Bo wierzyła, że może je spełnić. Że ciężka praca popłaca no i ma.
Książkę wydała. Grubą, pachnąca, piękną.
Kto woli ekran to niech bloga od deski do deski przeczyta i zostanie, a kto papier, jak ja, wielbi ponad wszystko, delektuje się muskaniem papierowej kartki każdej jednej i zapach wciąga przy każdym oddechu, to zachęcam do zakupu Jej słów w takiej wersji.
Niesłychane jednak jest dla mnie to, jak można zacząć książkę tak bezczelnie dobrym wpisem. Ja wiem, że to dla wybranych, że nie każdy tak się nim zachwyci ale każda matka na pewno.
No jak można...
To nie jest książka do czytania od początku do końca na jednym wdechu. Oczywiście można, ale zapewniam, że powroty do niej będą częste. I fragmenty zaznaczane. I oczy do góry wznoszone w zamyśleniu nad słowami. Wieloma. Książkę można czytać na prawdę w międzyczasie. Nie trzeba gospodarować specjalnie godzin. Równie celowym, a może i najbardziej, będzie czytanie po jednym, dwóch wpisach i rozmyślanie nad ich znaczeniem cały dzień.
Bo książka ta właśnie z blogowych wpisów się składa. Poprzedzony każdy jeden, wybranym komentarzem czytelnika. Bo zaznaczyć też muszę, że autorka niesamowicie się ze swoim czytelnikiem liczy. Odpowiada na niemal każdy komentarz zostawiony na blogu. Nie zawsze ma czas. Wtedy przeprasza. Tak! Przeprasza, tłumaczy się bo uważa, że wyjaśnienia się należą. Bo ceni niesamowicie ludzką pracę i poświęcony czas. I to tłumaczenie jest na to dowodem.
I te książki to Ona pakuje własnoręcznie! Z tego szacunku właśnie.
Mieści Wam się to w głowie? Matka dwójki dzieci, małych. Z obowiązkami jak każda, z domem do wysprzątania dużym! (a tak narzekamy na sprzątanie naszych małych), z obiadem do ugotowania, zabawianiem dzieci i regeneracją sił gdzieś, poza czasem.
A jak chcesz kilka słów od niej z dedykacją, poproś przy zamówieniu. Napisze. A jakże. Bez problemu, bo wie, że sprawi Ci to przyjemność, choć sama myli już cyferki wpisując daty w prawym, górnym rogu. Napisze.
Tą dziewczynę po prostu trzeba poznać i dziękować po stokroć, że tak wszystkim poznać się daje. Bo ludzi takich już zaczyna światu brakować...
Polecam nie tylko tym co dzieci albo mężów mają, choć Ona ma i na nich świat swój opiera. Wszystkim polecam, bo Julia pokazuje i uzmysławia co na prawdę w życiu ważne. A każdy z nas życie ma jedno. Tym się nie różni ten co ma dzieci, od tego co nie ma, a wartości uniwersalne ma ten nasz byt. I pewnie każdy swoje wie, tylko nie każdemu chce się nad tym zatrzymać i zastanowić. A jej się właśnie chce i jeszcze o tym pisze. Wyciąga wnioski za nas i pokazuje gotową analizę, refleksję, stawiając Cię do pionu jak nikt.
Nie napiszę, że zmieniła moje życie, moje nastawienie...sama to zrobiłam ale dzięki Niej. Wyłącznie dzięki temu, że jej się chciało a mi niekoniecznie nad tym zastanawiać. Bo niby książek dużo czytam, niby mądre zdania napotykam i spisuje, bo jakoś do mnie trafiają ale żeby tak głębiej, bardziej to nie. I z ręką na sercu, piszę Wam, że ja myślę o tej Julce każdego dnia, łapiąc się na tym, że to co w danej chwili robię i myślę to dzięki Niej. Wczoraj np podłogi na kolanach myłam i myśl miałam: "matko, ile jeszcze razy jeszcze tą szmatą machnę...", a po sekundzie dosłownie, albo i w tej samej: "dziękuje Ci Boże, że mogę myć podłogi, które sama zadeptuję. Ja i moja zdrowa rodzina. Dziękuje, że nie musimy już mieszkać na kupie, że muzykę głośniej mogę nastawić bo mam z czego. I na co ja wzdycham, pytam samą siebie, jak co dzień marzę o tym, żeby tej podłogi to mieć co najmniej 3x więcej!"
Dzięki Niej moje myśli nie kończą się na biadoleniu, narzekaniu. Dzięki Niej na każdym kroku, zaraz za ciemniejszym rogiem, widzę piękne, jasne światło.
No gratuluję dziewczynie i polecam książkę bardzo!
I przestępuje z radości, że Jej się udało, och, jak bardzo tak z nogi na nogę.
Ale nie mogło być inaczej.
"Bo wszystko dobre, co nas spotyka, wszystko to, co dajemy innym, rodzi się w naszym domu, w dzieciństwie i w tych drobnych ułamkach sekund, które mówią, jak czynić dobro... Bo to, co dajemy, zawsze powraca. Nie zawsze od tych samych ludzi, czasami od zupełnie innych i podwójną siłą."
Jak sama pisze.
A Ona tą dobroć tak wszędzie rozsiewa, że na ten sukces to skazana jest i była.
No i ten dom, to dzieciństwo, korzenie jakie!
Bo jeśli czyjaś prababcia, w 1910 (około) pisze prawdy tak ponadczasowe, prorocze a kolejne pokolenia wiodą prym tej mądrości. I z pokolenia na pokolenia wartości takie a nie inne przekazują, to tylko wspaniali ludzie spod takich skrzydeł mogą wychodzić.
"Należymy do czasu, który ma dużo uczonych, a mało mędrców, który przeżywa tryumf wiedzy i głód mądrości, w którym wiedza o rzeczywistości rozproszona w mnogości nauk szczegółowych domaga się koniecznej syntezy.
Można dziś przeto masę widzieć i niczego nie rozumieć.
Można mieć doktoraty i - infantylną postawę wobec życia...
Można być sławnym naukowcem i - głupim człowiekiem...
Można być prostym chłopem i - mądrym człowiekiem...
Ileż to razy jesteśmy przykro zaskoczeni nieludzkim, głupim postępowaniem ludzi nauki i kultury, ich ciasnotą myśli i wyobraźni, zawiścią i małodusznością."
Ta książka może stać się czyjąś biblią.