28 listopada 2016

mój organizacyjny spokój

Nie wiem jak Wy ale ja lubię te noworoczne postanowienia, myślenie o tym co chcę zmienić, jak to będzie, że uda mi się na pewno:) Oczywiście, że zazwyczaj się nie udaje zbyt długo, zazwyczaj oczekiwania mam większe niż powinnam, zazwyczaj postanawiam za dużo, chciałabym wszystko na raz i do tego zmiany duże. Oczywiście, wiem też, że czas na zmiany jest dobry zawsze ale dla mnie to, że razem z moimi postanowieniami ma się zmienić coś jeszcze (jak na przykład rok) jest dodatkową motywacją. I w tym roku po pierwsze postanowienia mam drobne, acz niesamowicie znaczące. I zaczęłam zmiany już teraz. Właściwie to z tydzień temu, widzę już, że się sprawdza, ma sens i przynosi ogrom korzyści dlatego o nich piszę.

Nadchodzący Nowy Rok chcę przywitać czystą kartą. Zakończyć wszystkie zaplanowane zadania, uprzątnąć to, co mi zalega żeby w drugi dzień świąt, który zawsze spędzamy w domu nie patrzeć na półkę z książkami i się nie denerwować, że ułożone być miały-kolorami. Bo już mi nie wystarczy, że równo. Teraz drażni mnie nieład jak się zerka. Że spójności żadnej nie ma. Czy, że z jakiegoś kąta kurz nie zgarnięty, gdzieś nie równo stoi albo coś stoi właśnie równo ale nie tam gdzie powinno. 


Od początku.

Słyszeliście o modnym tak teraz minimalizmie? Książki nawet są o tym, wcale nie za cienkie. Żadnej nie przeczytałam ale na instagramie wyznawców tego kultu mam i podoba mi się. Wizualnie jestem przez nich kupiona ale nigdy nie miałam dość zapału, wydawało mi się, że i czasu też nie miałam, żeby wprowadzić coś podobnego u siebie. Są jednak w życiu motywatory lepsze i gorsze...ja dostałam najlepszego bo Syna z alergią na roztocza. Kiedy więc jego oddech, szczególnie w nocy zaczął się niepokojąco pogarszać pomyślałam o tym, żeby przez lekami zacząć jednak od zminimalizowania przyczyny. W jeden dzień z mężem zrobiliśmy czystkę w pokoju (druga tura przed nami, stopniowo trzeba się oduczać chomikowania) i przemeblowanie i voila. Oddech nieco lepszy bo wszystkiego zmienić nie możemy ale jak czysto! Jak pięknie! Jak jasno i spokojnie!
Oczywiście dotyczy to całego mieszkania bo kurz jest wszędzie i moje dziecko też, a mi to niesamowicie gra i pasuje. To jak łatwo teraz mi utrzymać wszędzie porządek jest niesamowite. I Alek na ogarniętej przestrzeni lepiej się bawi, może się w ogóle odnaleźć w swoich rzeczach...ale to nie wszystko, bo...:) 
Podglądając dalej ten uroczy minimalizm trafiłam na dziewczyny, które organizują sobie czas, rozpisują obowiązki, dzielą na dni i godziny (wszystko na piśmie, żeby nic nie umknęło ani się nie zapomniało). Słyszeliście o plannerach? Taaaak, są nawet specjalne do planowania kalendarze:) Czad! Mi spodobało się jak ładnie taka zapisana na kolorowo kartka wygląda - jestem typowym wzrokowcem, no i motywująca kwestia wykreślania wykonanych zadań, to zdecydowanie rola nagrody. Skusiłam się tak na poważnie, bo rozpisanie listy "to do" to sama przyjemność, jej modyfikacja, obmyślenie kiedy co najlepiej zrobić rozjaśniło mi obraz bardzo. Bo samo to, że ja sobie uświadomiłam ile do zrobienia jest żebym była zadowolona lekko mnie przeraziło i często na tym się moje wcześniejsze próby ustalania co robić kończyły. Zwyczajnie byłam przytłoczona. Ale jak to sobie rozplanowałam na cały tydzień, z określeniem obiektywnym co mogę zrobić przy małym dziecku, co kiedy śpi a co kiedy nie okazało się, że mogę w raptem tydzień czy dwa (nie zaniedbując pozostałych obowiązków) zrobić wszystko! Co dalej?
Odkąd zaczęłam tak planować dni, rozpisywać zadania i konkretnie je wykonywać to nie dość, że czas przestał mi przez palce przeciekać, to ja cierpliwsza się zrobiłam, bo stopniowo przestaje zalegać. I przyjemnie mi się w tym domu czas spędza, kiedy rano zalewam kawę a w zlewie najwyżej poranny kubek męża. Tak, udręką moją były gary w zlewie od rana. I ten hałas i mokre ręce na dzień dobry. 
Mam plan na ten nowy rok właśnie, żeby weszło mi to wieczorne sprzątanie w kuchni w nawyk. Bo to, że ja przed snem jeszcze pozmywam naczynia czy podłogę nie sprawi, że bardziej będę padać na twarz. Nie sprawi też, że będę bardziej wypoczęta rano. Z całą pewnością jednak sprawi że dzień rozpocznę w nieporównywalnie lepszym humorze niż gdyby miała być to jedna z pierwszych moich myśli po przebudzeniu. 
Planuje wszystko, zapisuje wydatki i przychody... i dzięki temu - odechciewa mi się wydawać:) 
Zapisuje i już wiem mniej więcej ile czasu potrzebuje. Wiem kiedy najlepszy czas na kawę a kiedy na zdjęcie prania, ustalam priorytety przed drzemką Adaśka a nie, że zaczynam dopiero myśleć co powinnam, kiedy ten zaśnie. Wtedy zwykle nie robię nic pożytecznego, bo zanim cokolwiek wymyślę i ustalę to maluch wita mnie wyspanymi patrzałkami - tak właśnie było do tej pory.

Nie wiem jak Was, ale mnie zalegające obowiązki strasznie mnie uwierają, niby potrafię o nich nie myśleć cały czas ale przypominają o sobie i dręczą i nie pozwalają cieszyć się z chwili zupełnie dla siebie, bo ja ciągle mam coś do zrobienia i ciągle myślę co. 

Nie ma mowy o czytaniu gazety czy książki, kiedy Adaś śpi w dzień bo mam wyrzuty sumienia. Nie mogę się relaksować jak tyle do zrobienia. Nie czytam, ale instagram przeglądam i to nie tylko ulubione profile ale wkręcam się dalej i na nowe też zerkam i niby czas dla mnie ale ani nie robię tego za czym mi tęskno (książki, pisanie) ani nie wykonuję tego co do zrobienia i gniew jak sto diabłów, kiedy ja z nosem w tym telefonie, nie wiadomo już ile...tzn wiadomo bo zdąży się dziecko z drzemki wybudzić a ja spięta i w środku poskręcana
Druga sprawa:
leżę z dzieckiem na podłodze, jeżdżę tym samochodzikiem po klepce patrze w lewo - o. kurz też leży, patrzę w prawo - a tam klocek nie sprzątnięty. Albo myślę, wtedy właśnie (!), że pranie z kosza wychodzi, że miałam te ręczniki i leki w szafkach poukładać a to tak strasznie nie w porządku, bo moim jedynym zmartwieniem wtedy właśnie, powinno być czy Alek pozwoli mi wybrać czerwony samochodzik. I to też mnie dręczyło, że ja nie jestem tu i teraz choć to tak bardzo ważne. 
Znalazłam rozwiązanie, spróbowałam i widzę, że to jest to, że da się, że chcę, że trzeba i Wam też polecam, zachęcam. 
A jaka satysfakcja z wykreślania wykonanych zadań i widocznie dzień spędzony z pożytkiem i lepiej spać się kładzie i goście nie zapowiedziani witani ze szczerszym uśmiechem bo przecież każdy woli gościć kogoś w wysprzątanym mieszkaniu bez wyciągania szklanek na herbatę z przepełnionego zlewu;)

Jeszcze trochę do zaplanowania 'czasu dla siebie' mi zostało ale już widzę za kilka stron kalendarza ten dzień:) 

A szczęście daje niesamowite ta przestrzeń uwolniona i dumna z siebie jestem, kiedy udaje mi się ten stan utrzymać i już w nawyk wchodzi, że na wieczór zmywanie, podłogi najrzadziej raz na dwa dni (już się nie spinam, że jak nie co dzień to bardzo zła jestem. Przyjmuje różne wieczorne scenariusze i czasem zwyczajnie nie mam jak), łazienka raz na trzy dni góra, prasowanie zawsze po praniu naszych kolorowych bo wtedy jest najwięcej:). Jedno z najważniejszych w takim planowaniu mając małe dzieci jest to, żeby nie zakładać, że to co zaplanowane wykonane być musi akurat tego dnia. Nie musi, ważne, że wypisane. Ja np piątki mam niezapisane w ogóle, bo wtedy wykańczam zadania z poprzednich dni. Zapisana czynność np. na poniedziałek - nie zrobiłam...może uda się we wtorek. Na luzie. Założenie moje to do końca tygodnia. (weekend mam od większych zadań, które wymagają hałasowania albo są długotrwałe a dziać się mają w pokoju, w którym śpi Maluch)
Do końca roku chcę zakończyć wszystkie grubsze zaległości. Tak tradycyjnie, na święta gruntowne porządki:) A wtedy....mam plan w weekendy mieć w obowiązkach tylko rodzinę. Śniadanie, obiad, kolacja, pyszne ciasto i pozmywać. FINITO. W międzyczasie wyłącznie wspólny czas, żeby i mąż mógł odpocząć, pobyć ze mną, dzieci wspólnie z nami. No fajnie by tak było :)

Wierzę, że są takie dobrze zorganizowane kobiety z natury, od zawsze i mają lśniące domy a w nich szczęśliwe dzieci ale może są gdzieś też takie jak ja, które potrzebują gdzieś zobaczyć, przeczytać jak to ogarnąć, czy się w ogóle da żeby nie zalegało. No to takim mówię, że się da i w pamięci skrzętnie ukrywam i sobie powtarzam, że kiedyś dzieci 5, pranie na tarze, rosół na obiad jak kuraka się złapało, z piór obdarło, sparzyło i tak dalej....w każdym razie musiał się gotować 2 dni żeby mięso zmiękło...wszystko zajmowało nieporównywalnie więcej czasu tylko czego nie było? INTERNETU nie było. Zbawienie i klęska naszych czasów. Czas online też warto sobie zaplanować, bo dzień można stracić a o ile obowiązki spokojnie przejdą na kolejny dzień, zupełnie nic im się nie stanie, tak stracone minuty, dni - nie wrócą. One nie przechodzą na jutro.


Takie uporządkowanie przestrzeni daje mi spokój. Czuje się szczęśliwsza. No niewiele mi potrzeba jak się okazuje :)


p.s.: okazało się, że moje dziecko sprząta lepiej ode mnie. Nie mieliśmy zwyczaju sprzątania przed snem. Zostawało dla mnie jak on zasnął albo w ogóle na kolejny dzień bo może do zabawy wrócimy. Teraz sprzątamy i nie dość, że On się do tego zabiera bez żadnego marudzenia, to jeszcze wszystko na swoje miejsce, równo, po kolei. No wzrusz totalny bo nigdy nie tłumaczyłam co, gdzie, nie pokazywałam...no poza przykładem jaki sama dawałam jak sprzątałam przy nim. 


Jak widać, same korzyści:)


moje inspiracje:
Madama - organizatory, plannery. Do tego pięknie! polecam ich IG
WonderPlanner - trochę inny planner
Pani Swojego Czasu - wspaniała, zorganizowana Kobieta:)
Design Your Life - kolejna wspaniała Kobieta:)
Niebałaganka - i jeszcze jedna, od niej chyba się wszystko u mnie zaczęło:) do tego arkusze do druku. Jak nie zacząć organizować, jak gotowce dają?:)

A może ktoś poleci inne, podobne źródła? Inspiracje?
Piszcie w komentarzach

uśmiechy ślę :)