Matko taka jak ja. Z nigdy niekończącą się listą"to do", która męczy się nic nie robiąc, która jak nie ma co robić...która nie wie co to znaczy.
Mam do Ciebie prośbę. Zadanie takie domowe...
Zrób coś dla swojego dziecka. To nic nie kosztuje. No może jednak sporo...stanowczości, uległości, pokory i wdzięczności.
Poleż z nim i zapamiętaj Jego zapach...
Poleż bezczynnie tak, tylko dlatego że ono leży. dla towarzystwa. Zbudujcie niewidzialna więź, taki sojusz bo pod jednym kocem, bo tylko Ty i on bez rozpraszaczy.
Usłyszysz wtedy rytm jego oddechu, bicia serca (potrafisz go sobie przypomnieć teraz?), poczujesz jego rączkę na swojej, dostrzeżesz to. Robi to non stop, wiem. Ale czy Ty wiesz jakie to uczucie? Czy wzbudza to w Tobie jakieś emocje? Czy pozwalasz sobie na to? Czy wiesz, że Ona już taka duża, choć ostatnim razem była dużo mniejsza? tycia taka.
Czy na starość będę wspominać swoje klientki? Panią ze sklepu na dole? Czy przypominać będę sobie co znalazłam w internecie albo przeczytałam na portalach społecznościowych? A Ty?
No właśnie. Ja też na pewno nie. A tak często wybieramy to czytanie zamiast spojrzeć głęboko w oczy swojemu dziecku i to spojrzenie zapamiętać. Klientom w pracy czy sprzedawcom w sklepie okazujemy więcej szacunku. Słuchamy z uwagą co do nas mówią, skupiamy się odpowiadając. To nie ta kolejność. Nie tak ułożone priorytety.
To taka drobnostka. To spojrzenie czy zapach...ale to właśnie daje wspomnienia najsilniejsze. Mam tak(i wiele z was,więc myślę że przykład w sam raz) z mandarynkami. Kiedy poczuje ich zapach to w ułamku sekundy pojawiają się przed moimi oczami obrazy wirujących płatków śniegu w świetle latarni, słyszę skrzypiący pod butami śnieg, czuje ręce które odtajają w ciepłym domu po zabawie na sankach. Widzę choinkę i te wieczory, kiedy w pokoju świeciły wyłącznie lampki na niej wiszące i słyszę melodyjką z nich płynącą (u mnie w rodzinnym domu takie grające właśnie były i są). A wystarczy, że ktoś przy mnie obierze mandarynkę... Widzicie. Są zmysły silne i potężne. Zmysł zapachu należy do potężnych i jego wyostrzać należy najczęściej. Ale w skupieniu tak, żeby skojarzenie zbudować, żeby poczuć mocniej zapach tej chwili.
Jeśli wiec nie pamiętasz zapachu włosów swojego dziecka tuż po kąpieli, tego jak pachnie jego karczek po całym dniu... Jakie dokładnie jest jego spojrzenie, kiedy jest szczęśliwy a jakie kiedy smutny...to masz coś do nadrobienia.
I jeszcze jedno. Dokładnie z wczorajszego wieczoru myśl...
Pamiętasz jak zaczęłaś "chodzić" ze swoim przyszłym mężem (aktualnym partnerem)? Pierwsze 4 miesiące? Czy nie chciałaś tulić się do niego bez przerwy? Czy w nocy, kiedy spaliście obok siebie, przebudzając się, nie wtulałaś się w niego?
Dziwisz się, że Twoje dziecko, dla którego jesteś całym światem też tak ma? Że budzi się w nocy i Cię woła? Wkurza Cię to? Przecież robiłaś dokładnie tak samo. Czy gdyby Twój facet zawołał Cię w nocy z drugiego pokoju tylko po to, żeby się przytulić i w sekundę zasnąć, to złościłabyś się na Niego czy jeszcze pocałowała z czułością "bo taki On kochany i zakochany"? No właśnie, ja też.
Rozumiesz, że dziecko chce czuć Twój zapach, bo wtedy czuje się bezpiecznie? A tylko, kiedy tak się czuje może zasnąć spokojnie.
A czy wąchałaś koszulki męża? A może robisz to do tej pory jak długo Go nie ma? Czy jak na ulicy poczujesz te same perfumy nie robi Ci się cieplej na sercu? Ja tak. Mi tak.
I zrozumiałam. Wczoraj właśnie zrozumiałam to całkowicie i opisać musiałam.
Przy pierwszym dziecku niestety...ile ja się natelepałam wózka, ile razy podnosiłam z łóżeczka i odkładałam...to tylko ja wiem. I moi bliscy bo robiliśmy to na zmianę. A może i jemu chodziło o tą zwyczajną obecność? O zapach...żeby słyszeć oddech ukochanej mamy? Nie wiem. Może i nie, ale teraz inaczej podchodzę do swojej roli, inaczej traktuje malucha i być może taki to typ. Być może będę miała za kilka miesięcy problem żeby spał sam w łóżeczku...a może zwyczajnie sam do tego dojrzeje,będzie spał mocnym snem całą noc i zupełnie będzie mu to Jego własne takie łóżeczko wtedy odpowiadało?
Nie krytykuje Mam, które uczą zasypiania dzieci w ich łóżeczkach. Też chciałam z początku i było odkładanie, było łóżeczko i wózek...tylko, że ciężki egzemplarz mi się tym razem trafił i jak kilka dni z rzędu gdzieś w lędźwiowym to mnie aż szczypało i drętwiało, podjęliśmy z mężem taką a nie inną decyzję i Maluch śpi ze mną. I śpi noce całe z jednym karmieniem, krótkim, czasem nawet nie pamiętam czy aby na pewno było. A jak ktoś czytał wcześniejsze jakieś wpisy to wie, że ja KPI ale tuż przed wyjazdem nad morze podjęłam próbę powrotu do "magicznych" kapturków i do tej pory spisują się na medal. A wtrącam to, bo piszę o tym komforcie wspólnego spania właśnie ze stanowiska karmiącej piersią. Bo jak by się sprawdziło to przy butli to nie wiem. może nosić trzeba by było i tak.
A z tym wołaniem to właśnie to Maleństwo moje tak ma, że po tym jak zaśnie to jeszcze w ciągu dwóch godzin ze 3 razy zawoła tylko po to, żeby wziąć je na ręce i przytulić. Nie żadne telepać czy skakać. Zabujać i przytulić. W kilka sekund zasypia błogo dalej. Muszę się kiedyś obrobić na tyle ze wszystkim, żeby po tym Jego pierwszym zaśnięciu nie wstawać. Ciekawe czy też się będzie budził czy o tą obecność właśnie chodzi.
Polecam obserwować uważnie dziecko i próbować zrozumieć. o ileż łatwiej nam się żyje!
i ten zapach zapamiętajcie. miejcie na to czas.