Pisałam już kiedyś, że to drugie macierzyństwo zdecydowanie
spokojniejsze jest. Piękne, pełne swobody i zrozumienia. Pisałam wtedy
przekonana o swoich racjach, pewna, że to dobra droga, rozumiałam tą
'ideologię' rodzicielstwa bliskości. A teraz piszę bo tego doświadczam. Już nie
tylko wierzę. Ja to widzę i podekscytowana jestem niesamowicie, że miałam
rację. W tak piękny sposób ją miałam. To znaczy dając dziecku co mogłam
najlepsze - wyrozumiałość i spokój, dostałam w zamian to samo. Mam dziecko
radosne, spokojne, czasem wymagające ale wynika to z ciekawości świata -
zrozumiałe. Napiszę Wam coś...przykład taki, właściwie dwa. Otóż Adaś przez
pierwsze dni swojego życia po tej stronie brzucha, spał u siebie w łóżeczku,
bez problemu, zjadł i spał. Po niedługim czasie musiał być ponoszony i wytulony
żeby spokojnie móc pospać. Po następnych kilku nocach było jeszcze gorzej,
spałam po 2h, albo i nie. Już w czasie odkładania się budził. Próbowałam
wózka, bujaczka, fotelika samochodowego... Budził sie. Dodam nawiasem, że był
to czas karmienia butelką moim odciągniętym mlekiem. Bywało, że spałam 30
minut. Na całą noc. Następnie mieliśmy zaplanowany wyjazd nad morze. Z wygody
karmienia w podróży postanowiłam wrócić do karmienia przez nakładki (historia
na osobny post, dość intymny ale problem wielu, wielu mam, może opowiem). Tak
też karmiłam przez cały pobyt, Adaś przesypiał w wózku niemal całą noc.
Wstawałam nasłuchiwać czy oddycha. Tłumaczyłam sobie, że to świeże powietrze,
szum morza (słychać było pięknie)... Wróciliśmy do domu, dalej nakładki i Mały
dalej spał ale już nie tak ładnie. Hm? Tzn zasypia łatwo mocno, ale często się
przebudzał. W chwili wzięcia na ręce spał. Moment. Postanowiłam, po naradzie z
mężem, spróbować nie przenosić Go do siebie jak zaśnie w czasie jedzenia. Bałam
się na początku okrutnie, że nie poczuje i Go przygniotę, w końcu taka
wyczerpana byłam. I wiecie co...byliśmy w szoku. Ja budziłam się co chwilę,
spałam jak zając a On spał zdaje się 10h ciągiem. Ot tak. I
zrozumiałam...zwyczajnie czuje się bezpiecznie przy mnie. Budzi się tam gdzie
zasnął - to bardzo ważne dla poczucia bezpieczeństwa. Czuję zapach, słyszy
oddech...moze to o to chodzi. Śpi ze mną od października. Budzi się raz, pije i
dalej śpi. Zapomniałam co to nieprzespane noce. Zapomniałam co to płacz w nocy.
I nie śpię wcale bardzo blisko Niego, na wyciągnięcie swojej rączki ma moja
poduszkę, ja jestem jeszcze dalej. Tak czuję się pewniej a Jemu ta odległość
odpowiada no i bingo. Nie wiem czemu nie pomyślałam o tym wcześniej. Taka byłam
pewna tej bliskości, noszenia kiedy tylko chce a Jego niepokoju w nocy nie
skumałam. No, do czasu.
Sytuacja ta utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że dziecka
należy uważnie słuchać i obserwować.
I tak przykład drugi podam. Zasypiał Adaś mój około północy. Nie
wcześniej jak 23. Wspólnie kładliśmy spać brata i szliśmy się gilać, bawić,
ćwiczyć...w końcu dla Niego godzina młoda. Raz jeden spróbowałam obudzić Go
wcześniej z nadzieją, że tym samym wcześniej zaśnie. Poza wkurzonym przez cały
dzień niemowlakiem nie ugrałam nic. Standardowo w okolicach 19-20 drzemka a jak
na złość zasnął po 1. Zapamietałam to dobrze. Więcej nie próbowałam. Pogodziłam
się z tym i nawet plus był, bo widział się jeszcze z Tatą przed snem. I tak do
poniedziałku ostatniego, kiedy to zasnął ok 19 i już spał na noc. Wcześniej
zdarzyło mu się zasnąć w okolicach 22, to już był piękny czas ale poruszaliśmy
się wciąż w tych nocnych godzinach. I uwierzcie, że On od tego poniedziałku zasypia
najpóźniej o 20. Ot tak. Zwyczajnie. Bez żadnego szczególnego wydarzenia.
Wstaje wcześniej, choć wiem, że dla niektórych mam to luksusowa pora, przesypia
ok 12h. W dzień dwie drzemki, wszystko jak było tylko godziny sobie pozmieniał
i długość snu, bo wcześniej wychodziło ok 10h na sen. Sam. Nadeszła taka
chwila, dojrzał, dorósł, nie wiem. Stało się. Byłam cały czas spokojna,
korzystałam z tych godzin nocnych na naszą wyłączność. Myślałam, że skoro my
rodzice chodzimy późno spać to może geny, może tak już ma ten typ i na siłę nie
zmienisz.
Pamiętam jednak dobrze swoje nastawienie, kiedy Alek był malutki.
Spinałam się, planowałam, obliczałam. Kąpiel dokładnie o tej samej porze bo
inaczej rozregulowany nie zaśnie. Zasypiał bujany i odkładany milion razy,
budził się w nocy z płaczem. Jak pora drzemki to marsz na poduszkę bo jak nie
teraz to cały dzień rozwalony. I nie raz spędziłam dwie godziny na wyciszaniu,
glaskaniu, nuceniu...i tak sobie myślę, że jakbym posłuchała wtedy Alka,
zwróciła uwagę, że akurat się super bawi, albo coś Go rozemocjonowało dopiero
co, i te dwie godziny dała mu dalej robić co robił to zasnął by w 5minut. Bo
rzeczywiście by chciał. Teraz tak to działa. Adasia obserwuje. Nie mam pojęcia
w jakich godzinach śpi, tzn mniej więcej, przedział. Wtedy zaczynam zwracać
większą uwagę na marudzenie, brak usmiechu...i faktycznie. Zasypia w kilka
minut. To samo na sen nocny i każdy inny. Pamiętam, że jak kładłam Alka na
drzemkę i On poleżał chwilę po czym z uśmiechem stawał w łóżeczku i ani mu się
śniło zasnąć, denerwowałam się. No bo "jak to? To czas drzemki, Ty musisz
teraz spać!" Na prawdę. I wiem, że nie ja jedna. Teraz jak okazuje się, że
nie drzemka Małemu w głowie a przytulnie krótkie i uśmiechem mnie obrzuca to i
ja się uśmiecham. Tak szczerze. Bo to nie maszyna. Nie zaprogramujesz. Ma prawo
do lepszego i gorszego dnia. Ma prawo tak samo do jednej, jak dwóch drzemek w
ciągu dnia. Rozwija się, poznaje świat, zmienia się, dojrzewa. Alek przestał
spać w dzień jak miał 2 lata. Jego rówieśnicy jeszcze kolejne dwa spali
conajmniej raz. A ja co? Na szczęście już przeszłam na "jasną stronę
mocy" i interesowałam się psychologią, emocjami i uczuciami dziecka i
zwyczajnie przyjęłam to za fakt. Nie śpi, nie chce. Ok. W p-kolu na leżakowaniu
zasypiał. W domu nie. Choćbym zasłaniała rolety, czytała, wyciszała, puszczała
audiobooki. No nie i już.
Macierzyństwo zmienia. Dzięki niemu nauczyłam się żyć tu i teraz.
Tylko to ważne co dziś. Nie wypatruje już przyszłości. Bardzo dużo straciłam
czekając, wyglądając. Ale każda "świeża" mama tak ma. Niedoczekanie
kiedy dziecko zacznie się przekręcać, siedzieć, raczkować, stawać... A później
z tęsknotą wspomina jak były wspaniałe te początki. A wszystko to czego
wyczekiwała przyszło. Prędzej niż myślała w ostatecznym rozrachunku. I tak ja,
nauczona już, że wyglądać nie warto bo wszystko przyjdzie we właściwym dla
siebie czasie, tak samo wiem, że wszystko minie co ma minąć. Nieprzespane noce,
krzyk i płacz z niewiadomego powodu, jedzenie w nocy i ząbkowanie. Noszenie na
rękach i lulanie do snu. Przytulanie całodzienne i pytania "a po co".
Aż się łezka w oku kręci za tym i radość wielka, że to jeszcze mnie spotka.
Wiem dziś, że wszystko minie i dlatego przyjmuje każdy dzień z pokorą. Bo żaden
z nich się nie powtórzy w tym wydaniu. Wiem co po czym następuje ale w jakiej
formie to zagadka. I staram się narzekać jak najmniej z tą wiedzą dzisiejszą,
choć nie powiem, że wcale bo gdzieś nerwy ujść muszą.
O wiele łatwiej się żyje nie walcząc. Z dzieckiem, ze światem, z
samym sobą. Trzeba słuchać, obserwować, starać się zrozumieć. Proponować ale
nie narzucać. Nie planować sztywno. Mieć pomysł ale na czas bliżej
nieokreślony. Nie stresować się, nie myśleć, że coś trzeba. Nie trzeba. Nic nie
musisz. Wyluzuj się, wystarczy, że całe dnie spędzasz na straży bezpieczeństwa
swojego dziecka. Oczy dookoła głowy, przewidywanie niebezpieczeństw oddalonych
o kilka metrów, reagowanie w porę. Wystarczy. Nie dokładaj sobie zmartwień pod
tytułem czy wystarczająco dużo zjadł, długo spał czy się śmiał. Poinformuje Cię
jeśli będzie mu czegoś brakowało. A Ty jak nie będziesz się skupiać na tym co
powinnaś czy musisz, z pewnością tą informację zobaczysz.
Nie byłabym sobą gdybym nie porównała emocji dziecka do tych
dorosłych. Pomyśl, czy po dniu pełnym wrażeń, emocji, bodźców nie chciałabyś
przytulić się do ukochanej osoby? Zasnąć przytulonym, w rytm jej oddechu? Czy
nie chciałabyś podzielić stresu na dwa ciała? Przyjmijmy czasem, że dla małego
dziecka każdy dzień jest ciężki. Być może jego układ nerwowy jest szczególnie
wrażliwy i nie radzi sobie z wydarzeniami dnia codziennego. Pamiętaj, że
dziecko każdego dnia się uczy, poznaje, wszystko mocno przeżywa. Poznaje do
czego służą jego własne rączki, ćwiczy intensywnie wszystkie mięśnie. Przeżywa
frustrację, kiedy chce po coś sięgnąć a nie dostaje, kiedy chce złapać a nie
potrafi się przesunąć. Na koniec takiego dnia dziecko może być zdenerwowane,
może być zwyczajnie psychicznie zmęczone i nie chce więcej bodźców, nie chce
czuwać, chce być pewne, że jest bezpieczne, zupełnie się rozluźnić i spokojnie
zasnąć.
Lubie cofać się do dalekiej przeszłości. Kiedyś małe dzieci były
przy mamie bez przerwy, jadły kiedy chciały bo były niemal uczepione a matka w
tym czasie zbierała jedzenie. Nie było czasu na wielogodzinne "wiszenie na
cycu", nie odkładały śpiącego niemowlaka daleko od siebie bo coś mogłoby
je pożreć (polecam lekturę bloga www.wymagajace.pl - po raz
kolejny :)). To wszystko jest takie naturalne. Niestety wszystkie "dobre
rady" jakimi od początku zarzucane są młode mamy, przez psychologów między
innymi, a jakże, pozbawia je umiejętności samodzielnego myślenia, analizowania,
obserwowania. No bo skoro wyuczony psycholog czy pediatra tak mówi to tak jest.
No właśnie nie jest. Każde dziecko jest inne, jedyne co powinni doradzać do jak
najuważniejsze podążanie za potrzebami dziecka.
Co mi z tego że w "małżeńskim" łóżku jest mąż a nie ma
dziecka, jeśli dziecka nie ma też w swoim łóżeczku bo chce być przy mamie, której
tym samym nie ma przy tacie bo jest przy dziecku? No nie klei się to. Nie
zapominając o sobie i swoich potrzebach śpię z dzieckiem. Zaspokajam tym jego
potrzebę bliskości i swoją potrzebę snu. O potrzebach "małżeńskich"
nie zapominając - uprzedzając wątpliwości. Mam na to siły i chęci dzięki
przespanym nocom.
Nie martwi mnie czy się przyzwyczai. Nie znam gimnazjalisty
śpiącego z rodzicami. Dla przykładu ja, śpiąca od małego w wózku, później
łóżeczku do pierwszych klas szkoły podstawowej układałam z tatą grafik nocy,
kiedy ja a kiedy on śpi z mamą.
A córka mojej siostry od zawsze śpi sama i od zawsze całe noce.
Pierwsze 6miesiecy budzona na jedzenie nie przyzwyczaiła się, potrafiła zasnąć
o 17 i spać do 8. Badana, cukier w normie. Dzieci są różne.
Widzę, że coraz głośniej jest o rodzicielstwie bliskości, to żaden
wymysł, jedynie nazwana najbardziej naturalna droga w wychowaniu dzieci. Nie ma
przepisu na właściwe, najlepsze rodzicielstwo. Stanie się ono takim jak
zaczniemy sami myśleć, analizować, skupiać się na własnych dzieciach. Tak
instynktownie a nie naukowo do tego podchodzić.
A o ileż radośniejsze się ono stanie w dodatku.
Trzymam kciuki za Wasze przespane noce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz